Czy mozna korzystac z terapii pod czyims przymusem?

Aby rozpoczac process terapii zwykle potrzebna jest swoista wewnetrzna gotowosc- gotowosc do tego zeby “cos w koncu z TYM zrobic”, gotowosc do zrobienia uzytku z wlasnej frustracji, z wlasnego gniewu lub smutku czy z wlasnej rozpaczy. Kiedy nasza sytuacja zyciowa staje sie dla nas nie do zniesienia, gdy lista pomyslow “co robic” juz sie wyczerpala, wtedy zazwyczaj pojawia sie ten wewnetrzny ognik gotowosci- ze to juz, ze to teraz bedziemy z TYM cos robic.

Czasami potrzeba do tego momentu “gotowosci wewnetrznej” konkretnej sytuacji kryzysowej. Taka sytuacja nieraz to bardzo silny konflikt, starch przed konsekwencjami spirali wydarzen, ktora pogarsza stopniowo nasze samopoczucie lub stosunki z drugim czlowiekiem. Moze to byc tez ultimatum dane przez zone/meza lub sytuacja wyjatkowo silnego napiecia zwiazanego z wlasnym dlugoterminowym, czesto ukrywanym, problemem.

Pojawia sie tez starch, ale on przychodzi troche pozniej, jak juz jestesmy jedna noga na drodze do zmian. Strach ze “wszystko sie zmieni”, starch ze nasza pozycja zyciowa, do ktorej sie juz troche przyzwyczailismy (mimo dyskomfortu), ulegnie zmianie, co nie pozwoli nam “bunkrowac sie” jak zwykle we wlasnych okopach.

Za te okopy wpuszczamy najpierw terapeute. Wpuszczamy go centymetr po centymetrze , co jest przeliczalne na tygodnie i na miesiace pracy terapeutycznej. Wpuszczanie terapeuty za okopy jest swoistym aktem odwagi. Terapeuci cierpliwie czekaja na ten moment poniewaz jest to wazny process tworzenia prawdziwej bliskosci miedzyludzkiej. Bliskosci bycia uslyszanym i zrozumianym. Bliskosci ktora prowadzi do empatii i do odsloniecia przed drugim czlowiekiem zaslon prowadzacych do Prawdziwego Ja.

Potem, jesli jestesmy na terapii z powodu zwiazku, wpuszczamy zwykle za te same okopy swojego partnera, bo chcemy czuc sie tak dobrze i blisko w towarzystwie osoby nam najblizszej. Chcemy odczuwac bycie zrozumianym, bo to odczucie jest najzwyczajniej w swiecie przyjemne. Ale czy zawsze da sie przeniesc bliskosc wydreptana malymi kroczkami w procesie terapii na grunt zwiazkowy?

Czesto jest to mozliwe i czesciej niz nam sie wydaje jest to naturalna kolej rzeczy. Czasami jednak nie jest to zdanie latwe. Zdarza sie tak w przypadku zwiazkow ktore maja juz dobrze opracowane sposoby wzajemnego zadawania sobie ciosow, gdy obie strony juz sie z ta “wojna podjazdowa” oswoily. Zatem gdy jeden partner otoworzy sie na swoje cierpienie i przyzna do wewnetrznej prawdy przed swoim swpolmalzonkiem, ten, zamiast ten moment docenic, zauwazyc i z nim empatyzowac, moze go wykorzystac zeby zadac (standardowy) cios. Wtedy najczesciej pojawia sie szok, blokada, ekspresowo powstaje nowy psychiczny okop, bo oczekiwanie bylo inne- ze prawda wewnetrzna zostanie spokojnie przyjeta, ze podjete zostanie usilowanie zeby ta prawde zrozumiec. Wtedy tez ludzie zaczynaja tracic nadzieje ze COS sie kiedys zmieni. Zaufanie zostaje nadszarpniete i bedzie trzeba je odbudowac.

Stawianie warunkow moze co najwyzej doprowadzic do tego ze ktos na terapie da sie “zaciagnac” pod wplywem przymusu. Taka terapia jest jednak plytka i nieszczera poniewaz jest “dla kogos”, a terapia zawsze powinna, predzej czy pozniej, byc “dla siebie”. Terapia “dla kogos” nie pochodzi z prawdziwej potrzeby serca klienta, lecz wylania sie jako odpowiedz na koniecznosc spelnienia “warunku” danego przez partnera/wspolmalzonka. Zwykle taka terapia jest bardzo ciezka i meczaca. Z biegiem czasu raczej nie przynosci pozadanego efektu. Terapia “dla kogos” moze natomiast przyniesc efekt zaskakujacy – partner ktory zaciagnal wspolmalzonka na terapie moze zaczac czuc intensywny poziom zlosci na terapeute. Dzieje, sie tak poniewaz od poczatku terapii w tle czailo sie niewyrazone oczekiwanie zeby terapeuta naprawil wspolmalzonka!

Naprawa kogos w terapii to iluzja i manifestacja dziecinnej mentalnosci osoby ktora taki scenariusz stworzyla w swiecie swojej wyobrazni. Jest to wyraz naiwnosci zyciowej oraz efekt braku wiedzy na temat terapii jako procesu, co oczywiscie moze zdarzyc sie kazdemu, szczegolnie, gdy ten ktos nigdy wczesniej z terapii nie korzystal. Naiwnosc owa nie jest jednak wymowka “na zawsze” lecz “na chwile”. Naiwnosc bowiem ustepuje miejsca wiedzy w momencie przeblysku swiadomosci . Naiwnosc, gdy zostanie skonfrontowana z rzeczywistoscia przez wiarygodne zrodlo- zwykle przez terapeute, przemienia sie w wiedze. Wtedy dojrzaly czlowiek zrozumie co zaszlo i odnajduje sie w nowym kontekscie sytuacyjnym starajac sie znalezc cierpliwosc badz zrozumienie dla swojego partnera. Niestety, mimo metryki, wielu ludzi nie cechuje sie dojrzaloscia zyciowa, co demostrowane jest przez specyficzne zachowania w stylu “foch” (dotyczy to na rowni kobiet i mezczyzn).

W sytuacji “focha” trudno jest naprawic relacje, bo zeby postapic dojrzale trzeba odwagi cywilnej i determinacji do stawienia czola sytuacji w sposob dorosly- przez rozmowe. Osoby niedojrzale po prostu uzywaja “focha” i znikaja “z pola bitwy”, a potem nieraz jeszcze oczerniaja innych zeby wybielic siebie. Oczywiscie czesto im sie to udaje, gdyz informacje serwowane w roznych srodowiskach sa nie do zweryfikowania.

Prawda jest taka ze ani zona (czy maz), ani terapeuta tego mezczyzny (czy tej kobiety) „nie naprawią”. Jest to brutalna prawda poniewaz odziera ona z niedojrzalych zludzen jednego (lub oboje) partnerow. Odarcie ze sludzen oznacza, ze nagle klient staje sie jedyna osoba odpowiedzialna za swoja przemiane, co czesto jest odkryciem przerazajacym poniewaz ta “nowo odkryta” odpowiedzialnosc wlasna zaczyna rozciagac sie w mgnieniu oka takze na przeszlosc i czlowiek juz nie moze sobie az tak klamac, ze jest 2niewinny”, ze wszystko robil “dobrze”, ze taki to niby z niej/zn niego “pechowiec”.

Odpowiedzialnosc za wlasne bledy jest obciazajaca i nieprzyjemna- i dobrze! Dlaczego? Poniewaz tylko wtedy, gdy poczuje sie to nieprzyjemne uczucie “poczucia winy” a mozne nawet “wstydu” staje sie ono dla nas motywacja zeby przeprosic, naprawic i zeby “od teraz” juz robic inaczej, robic dobrze.

Ludzie uczuciowo zagubieni odnajduja z czasem swoje poczucie winy i wstydu, bo tak zostalismy zbudowani, ze te uczucia pojawiaja sie w nas celowo. Pojawiaja sie w nas aby zmotywowac nas do dzialania, abysmy mieli swoj wlasny powod, zeby stac sie lepszym czlowiekiem. Wtedy jasne staje sie ze “nie chce czuc sie winny wiec naprawie to co zepsulem”, “nie chce czuc sie zawstydzony wiec podejme dzialania w celu przeproszenia osob poszkodowanych”. Tu, od odpowiedzialnosci za swoje zachowanie i jego skutki zaczyna sie prawdziwy kontakt z rzeczywistoscia. Czlowiek staje twarza w twarz z tym, ze chce sie zmienic, bo nie chce juz “taki” byc przede wszystkim dla siebie ale tez dla innych.

Ten moment prawdy o bliskosci ze soba samym, z trudnymi uczuciami ktore sa wewnatrz jest momentem “przyjscia” na terapie samodzielnie, bez przymusu. W takim punkcie wewnetrznego nastawienia na naprawe siebie “zmiana” jest mozliwa i wysoce prawdopodobna.

Na koniec przytocze stary dobry zart ktory idealnie podsumowuje esencje powyzej opisywanych tresci:

“Ilu psychologow trzeba, aby zmienic zarowkę?
Wystarczy jeden, ale zarowka musi chciec sie zmienic sama”